Byk Grzesia czyli ...

Informacje » Byk Grzesia czyli ...

Byk Grzesia (ze zbiorówki) – krótka historia- czyli jak straciłem głowę. 

Polowania zbiorowe różnią się od indywidualnych m.in. tym, że nasze łowieckie zmagania mają liczną widownię a nie każdy widzi to samo patrząc na to samo. Jak różnie odbierane i interpretowane są sceny z polowania pokażę na przykładzie odstrzału jelenia byka na wczorajszym polowaniu zbiorowym. Drugie pędzenie dobiega końca, z pędzonego miotu wychodzi jeleń byk, na chwilę zatrzymuje się tuż przed linią myśliwych, dając im szansę obejrzenia wieńca, oceny wieku i podjęcia decyzji o odstrzale. Cezary widzi byka obustronnie koronnego, niemającego wieku byka łownego i odpuszcza, Grześ natomiast patrząc na tegoż byka i widząc jednostronnie koronnego selekta decyduje się na strzał, gdy jeleń przechodzi za linię myśliwych. Po kilku minutach pędzenie dobiega końca i spotykamy się na zbiórce. Leszek, który miał stanowisko w pobliżu strzelca, twierdzi, że nie słyszał uderzenia kuli potwierdzającego trafienie. Pozostali uczestnicy polowania różnie się wypowiadają na temat uderzenia kuli przy tym strzale. Wątpliwości co do trafienia rozwiewa strzelec – byk zaznaczył strzał i jest farba na tropie. Byk uszedł z pochylonym łbem, nie wykonał jednak klasycznej „rakiety”, która potwierdziłaby strzał na komorę ani wierzgnięcia tylnymi badylami potwierdzającego trafienie na „miękkie”. Na moje pytanie czy byk uchodził zgarbiony, co wskazywałoby jednak na trafienie w żołądek lub jelita, Grześ odpowiedział twierdząco, myślę jednak, że uległ mojej sugestii. Do trafienia na „miękkie” nie pasowała też wyraźna farba i to od razu od miejsca zestrzału. Strzelec, w tym momencie jeszcze nieszczęśliwy, nie potrafił też określić miejsca pochodzenia farby (miejsca trafienia byka). Po przerwie (śniadaniowej) w polowaniu należało podjąć działania w celu odnalezienia strzelanego byka, który, jeśli był dobrze trafiony powinien już dojść. Niestety dzikarze, które sprawdziły się również jako tropowce ciągle pozostawały w pędzonym miocie, daleko od miejsca, gdzie strzelany był byk i daleko o miejsca zbiórki myśliwych. Strzelec (ciągle nieszczęśliwy) dostał więc wsparcie Sebastiana – doświadczonego łowcy jeleni, by ustalić plan dalszych działań (poszukiwań). Koledzy przeszli po sfarbowanym tropie około pół kilometra (patrząc na mapę była to połowa tego dystansu) i ustalili, że byk wyszedł na pola i kieruje się w stronę Gór a farba świadczy o postrzale mięśniowym. Sebastian, z opisu kolegów wywnioskował, że jest to znany Mu byk, który ranny wraca do swojej letniej ostoi, gdzie go wcześniej widywał. Sytuacja stała się na tyle jasna, aby rozpocząć poszukiwania z tropowcem. Wybór padł na posokowca Darka. Po psa pojechał jednak Grześ, a Darek kontynuował polowanie nie przewidując, że Jego pies nie da się zaprosić na polowanie Grzesiowi. Darkowi nie pozostało nic innego jak opuścić polowanie w trakcie ustawiania linii do kolejnego pędzenia i samemu jechać po psa. W czasie, kiedy Darek z Grzesiem zaczęli poszukiwania postrzałka z posokowcem, zakończyliśmy trzeci miot. Była jeszcze propozycja Sebastiana przepędzenia trzcinowiska w pobliżu Gór, gdzie według Jego przypuszczeń mógł zalec strzelany byk, ale zaniechaliśmy jej ze względu na nasilający się deszcz. Nie bardzo wierzyłem w szczęśliwe zakończenie poszukiwań postrzałka przez Darka i jego posokowca mając w pamięci sytuację sprzed roku, kiedy to nie sprostali pracy na bardzo prostym i krótkim tropie. Pewności, że trzeba ściągnąć drugiego tropowca, nabrałem, kiedy Darek poinformował mnie, że pies prowadzi Go lasem w kierunku pierwszego miotu, pamiętając, że Sebastian ustalił, iż byk wyszedł na pola i poszedł w przeciwnym kierunku. Po dosłownie kilku minutach sytuacja się wyjaśniła – posokowiec doprowadził Darka do martwego już byka. Podsumowując: wszystkie nasze spostrzeżenia i przypuszczenia dotyczące reakcji byka na strzał, miejsca trafienia, kierunku uchodzenia, czasu rozpoczęcia poszukiwań itp. okazały się obarczone pewnym błędem wynikającym z niewłaściwej oceny bieżącej sytuacji,  na którą niewątpliwe wpływać mogą zdarzenia wcześniejsze – mój brak wiary w umiejętności i dobrą pracę posokowca Darka wynikający z obserwacji psa przy pracy rok wcześniej i przekonanie Sebastiana, że byk z mięśniowym postrzałem zaszyje się w trzcinowisku gdzie wcześniej go widywał. Bezbłędnie swoją pracę wykonał posokowiec doprowadzając przewodnika, bardziej uradowanego od szczęśliwego już strzelca, do zgasłego byka. Odpowiednio zareagował też byk trafiony wysoko w przednią cześć komory z niewielkim uszkodzeniem płuc, dając farbę mięśniową na zewnątrz z rany wylotowej i wykrwawiając się do środka komory z uszkodzonego płuca. Amunicja też zachowała się zgodnie z deklaracją producenta - pocisk idealnie grzybkuje powiększając swoją średnicę dwukrotnie, a rdzeń nie ulega przy tym defragmentacji, co pokazała rana wylotowa.
Osobiście uważam, że każdy myśliwy, który nie posiada własnego psa do odpowiedniego rodzaju polowania powinien mieć zapisanych w telefonie komórkowym kilka numerów do właścicieli pracujących psów myśliwskich, którzy w razie potrzeby udzielą mu wsparcia. 
Darz bór.            
JJ